2016- piwo to ludzie
Jak wielu blogerów, tak i ja postanowiłam zrobić swoje podsumowanie roku. Nie będzie jednak rankingu najlepszych piw jakie wypiłam, ani miejsc jakie zwiedziłam. Pod względem blogowym było bardzo słabo, liczba wpisów jest chyba najsłabsza od początku istnienia bloga. Nie byłam też na jakiejś porażającej ilości festiwali. Jednak 2016 to najbardziej piwny rok mojego życia. A wszystko zaczyna się i kończy na tym, co nieodmiennie powiązane z prawie każdym hobby- ze znajomościami.
Gdy zaczynasz się czymś interesować, naturalnym zdaje się szukanie osób, które dzielą Twoją pasję. Nie inaczej było w tym przypadku. Niemalże trzy lata temu przeprowadziłam się do Bydgoszczy. Nie znałam tu totalnie nikogo, ale wiedziałam, że działa Bydgoska Piwna Pustynia. No więc poszłam na jedno ze spotkań degustacyjnych. To były czasy, gdy Bydgoszcz faktycznie stała nieco w tyle za innymi miastami, gdzie pojawiały się już pierwsze multitapy. Wspólna miłość do rozmawiania o piwie, warzeniu piwa czy też pisania o nim połączyła moje losy z pięcioma osobami: Szukisem, Lewym, Maciejem, Jankiem i Kamilem. Od tamtej pory razem degustowaliśmy, jeździliśmy na piwne festiwale, razem narzekaliśmy na dostępność piwa w naszym mieście. Kiedy padła informacja, że jeden z bydgoskich wielokranów się zamyka, gdzieś dla żartu padło „A może otworzymy ten nasz multitap?”. Od tej pory temat gdzieś się zawsze pojawiał i tak, na październikowej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa, po przeliczeniu pasywów i aktywów podjęliśmy decyzję: bierzemy się za to! Jeszcze w 2015 roku oficjalnie założyliśmy spółkę. 11 stycznia dostaliśmy wpis do KRS i odtąd zaczęły się poszukiwania lokalu. Perypetie jakie Nas po drodze spotkały będą istotą osobnego wpisu. Widzieliśmy mniej więcej ile chcemy mieć kranów, w jakim klimacie ma być urządzony lokal, jaką opowieść o tym miejscu chcemy opowiedzieć ludziom. Dwa miesiące remontu, przygotowań, nerwów i oto 15 kwietnia 2016 roku otworzyliśmy Kraftodajnię. Lokal, który przez zaledwie kilka miesięcy działalności zdążył zapisać się w świadomości mieszkańców miasta i turystów jako miejsce, gdzie można napić się dobrego piwa innego niż wszystkie. Gdzie ludzie je sprzedający znają się na nim jak nikt inny w tym mieście. Gdzie staramy się zarażać pasją do piwowarstwa rzemieślniczego i warzenia piwa w domu. Każdy z naszej ekipy jest inny, czasem dzieli Nas różnica zdań, ale to cel i miłość do piwa pozwala pogodzić te różnice. I choć czasem bywa różnie to Nasz sukces to nie przypadek, my po prostu idealnie się uzupełniamy.
Ludzie, których poznałam podczas swojej piwnej przygody to niesamowita galeria osobowości. Są wśród nich piwni blogerzy, piwowarzy domowi, sprzedawcy kraftu i jego dostarczyciele. Kompletni piwni neofici, znawcy wszystkiego, geeki i wielu, wielu innych. Każda osoba to wyjątkowa historia, to ludzie na spotkanie z, którymi czasem czeka się wiele miesięcy by razem spędzić kilka festiwalowych dni lub godzin. Nie potrafię nawet zliczyć ile wiedzy śmiechu i życiowych lekcji od nich dostałam. Życzyłabym sobie na kolejny rok, by poznać ich jeszcze więcej. Bo w piwie rzemieślniczym chodzi o coś więcej niż tylko degustowanie. Piwo to ludzie, a ludzie to istota życia każdego człowieka.
Ten wpis dedykuję w podziękowaniu wszystkim, których spotkałam na swojej kraftowej drodze: moim wspólnikom, piwowarom domowym, blogerom, tym, którzy piwo warzą w browarach i sprzedawcom piwnej radości. Mojemu narzeczonemu, który motywuje mnie do działania i sam nieco połknął tego bakcyla. Rodzinie od której nigdy nie usłyszałam, że to co robię nie przystoi kobiecie lub jest w jakikolwiek sposób niewłaściwe. Życzę więc wszystkim, by nadchodzący rok był tylko lepszy: w znajomości, nowe smaki, odkrycia i pasje!
Gosiu, łza mnie staremu się w oku zakręciła! Pięknie powiedziane. Dzięki i Tobie!