Jesień - jak to tak?!

Jesień – jak to tak?!

Mam lekki problem z przełomem sierpnia i września – a właściwie to z określaniem tego momentu jako początku jesieni. No halo, przecież do równonocy jesiennej zostają jeszcze trzy tygodnie! Za starym przebojem Marka Grechuty z niedowierzaniem wykrzykuję pytanie jak powyżej w tytule. Jednak w tym roku przerwana nagle słoneczna passa i zimny, słotny koniec wakacji nie pozostawiły nam wiele pola do dyskusji… Pogodzić się z nadejściem jesieni zdecydowanie pomagają ciekawe piwne eventy bądź premiery, a takową właśnie wspólnie przygotowały browary: Zamkowy w Cieszynie oraz Pinta.

Cieszyński browar świętował niedawno swoje 175. urodziny, a Pinta – 10. Z tej okazji postanowili uwarzyć kooperacyjne piwo, które swą oficjalną premierę miało na właśnie zakończonej Cieszyńskiej Jesieni Piwnej. Co mogło powstać z połączenia bogatej tradycji piwowarskich nestorów ze Wzgórza Zamkowego oraz kreatywności pionierów polskiego kraftu? Szczerze mówiąc, spodziewałam się fuzji tradycji z nowoczesnością, np. porteru bałtyckiego z niespotykanymi dodatkami czy nowofalowego pilsa chmielonego odmianami, po które trio z Pinty znów ruszyło gdzieś na koniec świata. Trochę zaskakująco, z pięknie przygotowanej skrzyni, w której znalazły się też okolicznościowa kamionka, słoik pieczonego jabłka z jarzębiną czy kolba kukurydzy, wydobyłam butelki z rzadko spotykanym na polskim rynku stylem piwa!

Kellerski w jesiennej skrzyni

Kellerbier, jak podają Kompendium Piwa i klasyfikacja BJCP, historycznie był raczej określeniem sposobu serwowania aniżeli stylu piwa we współczesnym rozumieniu. W Bawarii czy Frankonii nazywano w ten sposób wszelkie niefiltrowane piwa przechowywane w piwnicy (niem. der Keller) browaru lub jego najbliższym sąsiedztwie, których wyszynk odbywał się na miejscu prosto z beczek, głównie latem. Rozwiązanie to wynikało z ówczesnych ograniczeń technologicznych – braku stabilnego chłodzenia czy nieznajomości procesu pasteryzacji. Z czasem nazwa zaczęła być kojarzona głównie z bursztynowymi, pełniejszymi i bardziej słodowymi piwami dolnej fermentacji. Zaraz, zaraz – powiecie – przecież takim piwem jest Märzen! I tak też było – jeszcze w XIX w. kellerbier i marcowe traktowano tożsamo, a do dziś style uznawane są za bliskie sobie.

Kooperacyjny Kellerski wita nas barwą, którą trudno określić inaczej niż czysty, żywy bursztyn. Jak widzicie na zdjęciach, popołudniowe wrześniowe słońce i wczesnojesienne botaniczne dekoracje mogły nieco zaburzyć balans, ale musicie mi wierzyć na słowo – oglądane w różnych wariantach światła piwo jest po prostu pięknie bursztynowe, a w słońcu aż skrzy. Barwa sugeruje, że zgodnie ze stylem nie żałowano słodów typowych dla niemieckiej klasyki piwnej – przede wszystkim monachijskego. Potwierdzają to zarówno aromat, jak i smak piwa, których głównym akcentem jest słodowość o chlebowo-tostowym, „ciepłym” profilu, przywodzącym na myśl chrupiącą skórkę pieczywa. Słodowym nutom towarzyszy gładkość i średnia pełnia piwa; subiektywnie muszę powiedzieć, że odczuwalnie troszeczkę wyższa niż wynikałoby z parametrów piwa (13° Blg, 5.8% ABV). Mówiąc o słodowej warstwie piwa trzeba odnotować też lekką brzeczkową nutę, która z czasem uwidacznia się w aromacie – nie jest to jednak mankament na tyle duży, aby psuć całościowy odbiór piwa. Tym, co w aromacie może wzbudzić naszą czujność jest też delikatna, niska nutka siarki tuż po przelaniu do szkła, która jednak później zanika. I tu ważna uwaga – ten styl tak ma! 🙂 Niziutki, wyczuwalny jedynie w tle aromat siarkowy, a także DMS-owy czy aldehydowy są w kellerbier elementami dopuszczalnymi, wynikającymi z młodości i świeżości piwa, uważanymi za dodające mu „piwnicznego” sznytu. Goryczka na poziomie 22 IBU, uzyskana za pomocą trzech niemieckich odmian chmielu, plasuje Kellerskiego ciut poniżej widełek dla stylu – bliżej marcowego, od którego kellerbier powinien być bardziej goryczkowy. To także nie jest wielki zarzut, choć nieco wyższa goryczka zrównoważyłaby dość słodki balans piwa i dodałaby mu więcej pijalności.

Bursztyn piwa w popołudniowym słońcu

Wspólny kellerbier BZC i Pinty jest warką okolicznościową, jubileuszową, która pewnie nieprędko się powtórzy, jeżeli w ogóle. Także warką w pewien sposób edukacyjną, zapoznającą fanów obu browarów z mało u nas znanym stylem – i przede wszystkim za to tę kooperację warto docenić. Jeśli lubicie niemiecką dolnofermentacyjną klasykę, nie trzeba Was dwa razy namawiać do sięgnięcia po to piwo. Jeśli chcecie ją lepiej poznać, a może będzie to Wasz pierwszy keller – warto tym bardziej. Do piwa jeszcze wrócimy – wkrótce zajmie się nim Gosia pod kątem foodpairingowym. Czuwajcie!